Ratujmy Tymka!

ZARZĄD OSIEDLA GRZYBOWEGO

APELUJE i PROSI SĄSIADÓW, MIESZKAŃCÓW, WSZYSTKICH LUDZI DOBREJ WOLI O WSPARCIE, RATUJMY TYMKA!

Nie mamy już czasu… Wyrywamy Tymka śmierci raz za razem, ale ta walka jest nierówna. Wycięte złośliwe guzy co rusz odrastają. Synek miał już dziewięć operacji na mózgu, każda śmiertelnie niebezpieczna. A to dopiero początek, wojna ciągle trwa… Myśleliśmy, że wygraliśmy, że nowotwór w końcu odszedł. Ale wtedy przyszły wyniki badań: Tymek ma mutację w genie tp 53, a to oznacza, że rak nigdy nie da za wygraną. W czwartek nasz synek kolejny raz trafił na stół operacyjny, gdzie lekarze ratowali jego życie – wycięli dwa guzy, jednak wiemy, że nie zostało nam dużo czasu, że wkrótce odrosną. Została nam już ostatnia szansa, by uciec śmierci – leczenie w Nationwide Childrens w USA. Musimy tam być już za dwa tygodnie, by zdążyć na czas. Błagamy, pomóż nam ocalić Tymonka!

www.siepomaga.pl/ocalic-tymka

NUMER 72365                TREŚĆ S8114

Koszt 2,46 brutto (w tym VAT)
nr KRS 24 9753

Nr konta 76 1240 1109 1111 0010 1163 7630

Tytułem : „Tymek Klimaszewski”

Niezwykle złośliwy rak splotu naczyniówkowego CPC – to on jest naszym wrogiem, to on chce zabrać nam synka.

W Polsce protokół leczenia nie przewiduje mutacji, którą ma Tymek. Nie wyleczą go tu, bo chemia nie zadziała, a każdy kolejny nawrót może okazać się zabójczy… Jedyną szansą na pokonanie raka jest terapia w USA. Musimy jak najszybciej zjawić się w klinice, by rozpocząć długotrwałe leczenie – jeśli się spóźnimy, jeśli nie zdążymy, będzie za późno…

Cały horror zaczął się w maju, trzy lata temu. Byliśmy szczęśliwą, zwyczajną 4-osobową rodziną. Kilka tygodni wcześniej 2,5 letni wtedy Tymek i jego starszy brat Filip przeszli ospę. Od tego momentu u Tymka pojawiły się sporadyczne poranne wymioty i katar, którego nie mogliśmy wyleczyć przez dłuższy czas. Pewnego dnia Tymek obudził się nieco markotny, zwymiotował i zamiast ubierać się do żłobka, położył się do łóżka mówiąc, że jest zmęczony. Myśleliśmy, że to po prostu początek większej infekcji… W ciągu dnia  jednak synek poczuł się lepiej, ale już wieczorem stał się markotny, nieobecny. Zapadła szybka decyzja – jedziemy do szpitala. Mieliśmy szczęście w nieszczęściu trafić na panią doktor, która nie zbagatelizowała objawów, zostawiła Tymka na oddziale i skierowała na dokładne badania. Dokładnie dzień później zaczął się horror. 29 maja 2014 – jeden z najgorszych dni w naszym życiu.  Okazało się, że w główce naszego synka znajduje się guz wielkości piłki do tenisa! Szok, niedowierzanie, aż w końcu rozpacz – wiedzieliśmy, że właśnie usłyszeliśmy wyrok. Kolejne dni przynosiły coraz gorsze informacje: guz był rozległy, wywoływał ucisk na partie mózgu odpowiedzialne za najważniejsze funkcje organizmu, powodował wymioty i zmiany zachowania. Ta bomba w każdej chwili mogła wybuchnąć, zabierając nam sens naszego życia! W trybie pilnym przewieziono nas do CZD. Karetka na sygnale, uciekający czas, a w głowie tylko jedna modlitwa: Boże, ocal nasze dziecko… Operacja trwała 7 godzin i choć lekarze bardzo się starali, nie zdołali usunąć całego guza. Po 3 miesiącach chemioterapii Tymek znowu trafił na stół operacyjny. Udało się wyciąć nowotwór, znowu chemio- i radioterapia. Ten czas był niezwykle ciężki, trudno go opisać słowami. Niewysłowiony lęk, życie w stresie, bo nieodłącznym towarzyszem stała się śmierć… Po wielu miesiącach zmagań w końcu wydawało nam się, że zdołaliśmy uciec, że wygraliśmy! Ale zostało nam dane tylko 1,5 roku szczęśliwego, choć podszytego lękiem życia. W sierpniu 2016 pojechaliśmy na badanie kontrolne. Pod skórą nieustannie czaił się strach, ale nie spodziewaliśmy się usłyszeć najgorszego – guz odrósł. Znowu, mimo ogromnej rozpaczy, stanęliśmy do walki, bo przecież stawką było życie naszego dziecka! Trzeci już raz otwierali głowę Tymka, by wyciąć guz. Potem jeszcze implantacja portu do podawania cytostatyków, kolejna operacja podłączenia drenu dla odprowadzania nadmiaru płynu mózgowego, który gromadził się w główce Tymka i uniemożliwiał zabliźnienie rany. I to nie przyniosło rezultatów. Lekarze podjęli decyzję o wstawieniu zastawki. Po tym nastąpiły długie miesiące wyniszczającej chemii i strach w oczach naszego Tymka, gdy pytał: Mamusiu, czy ja pójdę do nieba? W lipcu usłyszeliśmy wymarzone słowa: wygrana, rak odszedł! Łzy szczęścia zatańczyły w naszych oczach bo tak bardzo chcieliśmy już wierzyć, że to naprawdę koniec… W naszym życiu znów pojawiła się radość. Tym większa, że Tymkowi i Filipowi urodziła się siostra Zosia. Szczęście jednak i tym razem nie trwało jednak długo… 6 dni po narodzinach córeczki badanie wykazało, że śmierć znowy przyszła po naszego syna. Guz kolejny raz odrósł, rak powrócił z nową siłą. Teraz już wiemy, że przyczyną choroby Tymka jest uszkodzony gen tp 53, tzw. zespół Li-Fraumeni. Mutacja tego genu sprawia, że w przypadku pojawienia się nieprawidłowej komórki w organizmie Tymka, białko nie blokuje jej podziału i rozwija się nowotwór. A to oznacza, że nigdy nie wygramy, nie tutaj. Jedyną szansą na wyleczenie naszego syna jest leczenie w Ohio, gdzie stosowany jest protokół leczenia uwzględniający mutację genu. W Polsce lekarze są w stanie zaproponować nam jedynie chemioterapię, która jest w fazie badań klinicznych i nikt nie zna jej efektywności ani skutków ubocznych. Nie możemy ryzykować szczególnie teraz, gdy życie naszego dziecka wisi na włosku. Prosimy, pomóż ocalić Tymka. Leczenie w USA to jedyna, ostatnia już nadzieja. Wiemy, że kwota do zebrania jest astronomiczna, a czasu niezwykle mało. Mamy świadomość, że może się nie udać, ale nie możemy się poddać. Będziemy walczyć do końca, bo nasze dziecko umiera. Błagamy, pomóż nam nie stracić nadziei. Pomóż wykorzystać ostatnią szansę na życie…